Używając odpowiednich kart płatniczych, grzebiąc trochę w systemach udało nam się zakupić bilety na trasie Kraków-Gdańsk-Kraków, LOT-em za symboliczne 20 zł dla trzech osób. W między czasie siatka połączeń LOT-u uległa zmianie, tak więc nasze loty zostały przekierowane przez Warszawę. Nic jednak nie stało na przeszkodzie by w piękny wrześniowy weekend wybrać się nad polskie morze.
Nocleg mieliśmy zapewniony u wspominanych już wcześniej Beatki i Pitka, w mieszkaniu przy samym „Monciaku” w Sopocie, tak więc spakowaliśmy się w jeden plecak i ruszyliśmy na krakowskie lotnisko.
Dla Tośki były to już kolejne loty, tak więc bez stresu i większych przygód dotarliśmy nad morze. Wsiedliśmy w kolejkę podmiejską i w 15 minut dotarliśmy do Gdańska, a następnie SKM-ką do centrum Sopotu.
Zero planów, nastawieni tylko na relaks, smaczną rybkę i spacery pokonaliśmy kilkanaście kilometrów spacerując wzdłuż i wszerz Sopotu. Odwiedzonych kilka kawiarni, nakarmione mewy i szaleństwo na piasku! Tak właśnie wyobrażaliśmy sobie sobotę. Tośka tez wydawała się być zachwycona – innym jak w Krakowie powietrzem, zielenią i przestrzenią.
Niedziela upłynęła nam dokładnie tak samo, tylko że tym razem postawiliśmy na Gdynię. Żadne z nas nigdy wcześniej nie miało okazji odwiedzić tego miasta. Hasło jakim się reklamuje to strzał w dziesiątkę. Moje miasto! Rozległe nadmorskie tereny spacerowe, Molo Południowe z zacumowanymi „ORP Błyskawica” „Dar Pomorza”, fajne knajpy i wszechobecne lasy rozkochały nas bez reszty.
Na Bulwarze Nadmorskim Tośka wygłaskała wszystkie przechodzące psy, pozaczepiała przechodniów którzy to nawet szli z nią za rączkę i wybawiła się na pobliskich placach zabaw. Pomachała chińskiej reprezentacji marynarki wojennej i padła ze zmęczenia.
Polskie morze jest przepiękne poza sezonem, kiedy to plaże są puste nie pozastawiane parawanami, knajpy zaczynają świecić pustkami i wreszcie można spróbować świeżej (mam taką nadzieję) ryby.
To miejsce do którego naprawdę chce się wracać i odpoczywać. Słuchać prawdziwego szumu morza i rozkoszować się świeżym powietrzem.
I jeszcze jedno – infrastruktura Pomorza powaliła nas z nóg. Odnowione dworce, nowoczesne pociągi, lotnisko w Gdańsku z kolejką pod sam terminal, czyste ulice i wysprzątane parki. Dużo bliżej im do zachodu niż nam z południa. Może kiedyś to dogonimy, a może kiedyś zamienimy Kraków na „moje miasto” – Gdynia? Dla Tośki lot powrotny do Krakowa był już jej dwudziestym w “karierze małej podróżniczki” (czas zainwestować czas i pieniądze w warsztaty: “jak kreatywnie zająć czas dziecku podczas lotu”). Więcej zdjęć z weekendowego wypadu nad polskie morze znajdziecie TU.
Bałtyk poza sezonem to moje marzenie 🙂 Raz się udało i było … cudnie! Piękne zdjęcia. Pozdrowienia dla małej podróżniczki od dwóch innych 😉