“Szczypie w nosy, szczypie w uszy, mroźnym śniegiem w oczy prószy, wichrem w polu gna! Nasza zima zła!” – pisała Maria Konopnicka. Patrząc na pogodę jaką mieliśmy przez kilka ostatnich miesięcy, muszę jednak z sentymentem powiedzieć że tęsknię za taką “prawdziwą” zimą, z minusowymi temperaturami i śniegiem.
Miejskich górek na których można pojeździć na sankach – jak na lekarstwo. Na szczęście w pobliżu domu mamy park, do którego dość często uciekamy przed domowymi obowiązkami. Gdyby też nie góry oddalone od Krakowa o kilkadziesiąt minut drogi, to ciężko byłoby pokazać Tosi prawdziwą „polską zimę”. Jednego dnia pojechaliśmy jej szukać w lasy Beskidu Wyspowego i okolice Niedzicy, a tak naprawdę znaleźliśmy wiosnę… i to w środku lutego…
Długo nie było nas na blogu. W tym czasie jednak bardzo wiele się zmieniło.
Wprawdzie nie udało nam się nigdzie wyskoczyć na dłużej, ale za to Kasia wróciła do pracy, ja zmieniłem obowiązki do których doszły wyjazdy służbowe, a Tosia od stycznia poszła do żłobka (w gratisie dostając serię przeziębień 🙂 ). Reorganizacja czasu była dla nas naprawdę ogromnym wyzwaniem.
Oficjalnie żegnamy już zimę (mam taką wielką nadzieję) i nadrabiamy zaległości wpisowe z ostatniej listopadowo-grudniowej wyprawa do Azji. Przygotowujemy się także do kolejnej podróży – tym razem jednak w odrobinę inną stronę świata…