Pomysł na odwiedzenie Kopenhagi zrodził się przypadkiem. Jeszcze na tydzień przed planowanym odlotem cały wyjazd stał na włosku z bardzo prostego powodu: kosztów życia i zakwaterowania w Danii. Noclegów szukaliśmy na Couchfurfing, Airbnb i w przeróżnych portalach z hotelami/hostelami, ale ceny były zaporowe, lub co ciekawe – wiele z naszych zapytań zostało po prostu odrzuconych. Jak wyczytałem w jednym z czasopism: „Kopenhaga jest droga nawet dla Duńczyków”.
Finalnie, po raz kolejny udało się nam zarezerwować nocleg na Airbnb w centralnie usytuowanej dzielnicy Nørrebro. Cały apartament z wielkim oknem i tarasem mieliśmy do własnej dyspozycji. Cena była najniższa ze wszystkich wysłanych zapytań! Tak więc pozostało tylko rezerwować busa do Malmö i powrotny autobus z Kopenhagi na lotnisko.
Był to pierwszy wyjazd Tośki na którym sama już chodziła. No oczywiście tylko odrobinę, bo tak naprawdę stawiała tylko kilka kroków. Tak więc wózek i nosidło nadal stanowiły podstawę. Natomiast był to jej pierwszy prawdziwy trip, na którym nie tylko leżała, spała czy raczkowała.
Lecieliśmy z Katowic do Malmö, w którym zatrzymaliśmy się na kilka godzin, by zobaczyć ratusz, ryneczek czy Turning Torso – najwyższy budynek mieszkalny w Szwecji. Następnie pociągiem przez cieśninę Sund dojechaliśmy do Kopenhagi, w której spędziliśmy kolejne 2 dni.
Miasto jak co roku na koniec sierpnia przeżywa oblężenie miłośników jedzenia i gotowania z całego świata. Nam również udało się zahaczyć o Copenhagen Cooking festival. Tośka nic nie spróbowała, ale w miedzy czasie bezdomny (pijany) Węgier dogadał się z moją małżonką i wręczył Tośce kilka groszy co by jej kupić jakieś zabawki… nie wiem czy aż tak źle wyglądaliśmy?
Oczywiście jak już wcześniej zauważyliśmy, chodzenie bardzo przypadło Tośce do gustu. Nie da się ukryć że momentami spowalnia nas już do minimum, bo przecież należy podnieść kamyczek, podejść do pieska, wrócić się po błyszczący kapsel znaleziony obok śmietnika. Mamy nadzieję że się rozkręci. A tak całkiem poważnie to niesamowicie się zmienia, rozwija. Zaczyna się interesować otoczeniem, rozglądać za wszystkim co się świeci, błyszczy czy porusza – nie jest to teraz tylko przespane podróżowanie. Ciekawość świata dojrzewa w niej z dnia na dzień.
Pomijając że był to dla nas pierwszy wyjazd w te rejony Europy, że po raz pierwszy nasze nogi stanęły w Danii i po raz pierwszy mieliśmy okazję oglądać: Christiansborg Slotskirke, Pałac Królewski Amalienborg, Rådhus, Bibliotekę Królewska, Gmach Nowej Opery Królewskiej na Holmen, Kopenhaską Syrenka, czy Nyhavn i wolne miasto Christiania to dla Tośki super ważne były place zabaw, fontanny i zielone skwery. Każda huśtawka czy karuzela która pojawiła się na horyzoncie musiała być zaliczona – ale to jest to: pełen relaks, bez planów, bez stresu. Oprócz tego oczywiście spodobały się jej pływające autobusy (łodzie, pełniące rolę autobusów), tłumy turystów których mogła podziwiać siedząc “na barana”, czy to, że na każdym kroku machała na przywitanie i pożegnanie, a obcy odmachiwali jej tak samo z uśmiechem na twarzy.
Podsumowując, Kopenhaga na która niestety mieliśmy tylko 2 dni jest naprawdę ciekawą, kameralną, otwartą i pierońsko drogą metropolią, której zdecydowanie należy poświęcić odrobinę więcej czasu.
Więcej zdjęć z wyjazdu do Kopenhagi i Malmo znajdziecie TU.
Świetna wycieczka:) Każdy wyjazd z dzieckiem dostarcza wielu wrażeń i umożliwia obserwować go w pełnej krasie. I jak dojrzewa z każdym kolejnym wyjazdem 🙂 Pozdrawiamy serdecznie,